Październik był niezwykle trudnym miesiącem, o czym mogliście przeczytać w podsumowaniu miesiąca. Finansowo również było w kratkę. Mnogość rachunków i zobowiązań dobiła mnie we wrześniu. Liczyłam więc po cichu, że październik będzie lepszy, spokojniejszy, ale niestety…
Z uwagi na nagłe pogorszenie się stanu zdrowia jednego z moich kotów, zmuszona byłam do szybkiego zorganizowania środków na leczenie. Niestety w tygodniach poprzedzających to zdarzenie wyzerowałam się z oszczędności, wjechały więc pożyczki od znajomych, od instytucji poza bankowych oraz dodatkowo zbiórka na leczenie. Początkowo była ona na 1500 zł, potem zwiększyłam ją na 3000 zł. W ciągu nieco doby udało się uzbierać ponad 2000 zł. Leczenie przekroczyło kwotę 4 000 zł.
Czy żałuję zaciągniętych zobowiązań?
Nie.
Jako właściciel czuję się w obowiązku, aby zrobić wszystko, aby moje koty otrzymały właściwe leczenie i pomoc, kiedy tego potrzebują. Nie ukrywam natomiast, że miałam wątpliwości przy zaciąganiu kolejnych zobowiązań, głównie spowodowane opiniami osób, z którymi o tym rozmawiałam, bo jak to tak zapożyczać się na ratowanie kota. Normalnie. Tak samo, jak wszyscy inni zapożyczają się na wszystko inne. Nasza motywacja do kredytów jest różna i dla każdego inna. Dla jednych dobra, dla innych zła. Dla jeszcze kogoś oczywista, dla pozostałych skandaliczna. Ja zdecydowałam się na pożyczki, bo nie wyobrażałam sobie nie spróbować ratować mojego kota, ale tak jak wspomniałam miałam momenty zwątpienia. Nie mogłam jednak postąpić inaczej i zostawić przyjaciela bez pomocy. Czułam się zobowiązana zrobić wszystko, co tylko się dało. Z perspektywy czasu wiem, że to było jedyne, właściwe wyjście. Gdybym odpuściła to wiem, że nigdy bym sobie tego nie wybaczyła. Zawsze miałabym do siebie żal, pretensje i wyrzuty.
A ile w październiku wydałam na tzw. życie?
Jedzenie 900 zł
Przyjemności 180 zł – zakup książki, małego kalendarza, kilka wyjść ze znajomymi.
Transport 150 zł – z uwagi na pobyt Mrówki w klinice całodobowej w innym mieście wydałam sporo na dojazdy tam, żeby było szybciej.
Zakupy do domu 100 zł – miseczka, słoiki na makaron i płatki, pościel, gąbki do czyszczenia, zapalniczki do świeczek.
Kosmetyki 85 zł – szampon, peeling, maseczki, krem nawilżający, błyszczyk, żel do twarzy, odżywka balsam.
Ubrania 80 zł – dwie czapki, kurtka, koszulki z lumpeksu.
Prezenty – 55 zł
Zdrowie – 40 zł
Chemia – 15 zł płyn do wc i do mycia kuchni.
Razem 1655 zł na dwie osoby.
Niedługo napiszę Wam na blogu o moim wyzwaniu inflacyjnym na rok 2023. Dotyczyć ono będzie oczywiście budżetu domowego, jestem bardzo ciekawa czy przypadnie Wam ono do gustu.
Podsumowanie wydatków z października trochę mi zajęło, bo ostatnio nie jestem w dobrej formie. Czuję się bardzo przemęczona, rano wstaję z trudem, wieczorami zasypiam zaraz po przyjściu do domu. Nie umiem poradzić sobie ze zmęczeniem i brakiem ochoty na cokolwiek. Robię dobrą minę do złej gry, ale szczerze, przestaję dawać radę. Wszystkiego jest coraz więcej i więcej. Coraz więcej rachunków do zapłaty, coraz więcej zobowiązań, coraz mniej energii na cokolwiek poza pracą. Myślę, że mogłabym wydawać znacznie mniej, ale o ile mogę przejrzeć Blixa w drodze do pracy i ogarnąć, gdzie co jest w promocji, o tyle nie mam już siły biegać po sklepach, żeby zaoszczędzić kilka zł. A może po prostu mi się nie chce? Wydaje mi się, że moja energia na ten rok została już wykorzystana i nie do końca wiem, jak będę funkcjonować dalej. Czuję się zagubiona, porzucona, osamotniona, bezradna i wszystkie takie jęcząco-dramatyczne określenia. Czy to listopad tak wyssał ze mnie energię? Czy sama narzuciłam sobie niewykonalne tempo, które odziera mnie z sił na myśl, że muszę przejść 400 metrów do paczkomatu po karmę i z powrotem.
Macie jakieś pomysły na odzyskanie energii jesienią? A może już w sumie zimą, bo pisząc ten post mam przed sobą okno, za którym pada śnieg.
Dodaj komentarz