Jesienią zeszłego roku mniej lub bardziej regularnie zaczęłam uczęszczać po pracy na siłownie. Była zaraz obok mojej firmy. Kończąc pracę o 21, na bieżni byłam o 21:15. Po prostu idealnie. Ćwiczyłam godzinę lub dłużej, a potem wracałam do domu. Korzystałam z siły rozpędu, bo skoro i tak byłam poza domem trzynaście godzin to te dodatkowe półtorej nie robiło już wielkiej różnicy.
Pamiętam, że pewnego razu pisałam z moim przyjacielem na temat poznawania ludzi na żywo i tego, że obecnie jest to trudne. Aplikacje jednak mocno zdominowały, żeby nie powiedzieć przejęły, rynek randkowy. Temat zszedł na siłownie, bo przecież chodzą tam ludzie, więc może to jest dobre miejsce? Postanowiłam to sprawdzić i podczas kolejnej wizyty obserwowałam na ile jest to faktycznie możliwe. Moje wnioski nie były zbyt pozytywne.
Na siłowni każdy patrzy na siebie
Z jednej stronny alleluja, bo nie muszę wstydzić się fałdek lub koślawych ruchów na urządzeniu, a z drugiej strony patrząc na to pod kątem poznawania nowych osób, no może być ciężko.
Podczas kilku kolejnych wizyt na siłowni obserwowałam użytkowników sprzętu. Faktycznie dominowało skupienie na sobie, słuchawki na uszach, częstym zjawiskiem był brak kontaktu wzrokowego. Z perspektywy nowicjusza naprawdę fantastycznie – można pocić się i męczyć do woli, po każdym to spłynie. Osoba licząca na nowe znajomości musi skierować swoje kroki na… zajęcia grupowe. Te kilkanaście minut oczekiwania na zajęcia pod salą to idealna okazja, żeby nawiązać kontakt z osobami, które uczęszczają na te same zajęcia. Bardzo polecam, chociaż i tam widziałam sporo ludzi wgapiających się w telefony.
To wpatrywanie się w telefon to taka trochę zmora naszych czasów. Niby dostaliśmy takie narzędzia i takie możliwości komunikacyjne, a jednak jesteśmy daleko od siebie nawet będąc w tym samym pomieszczeniu.
I nie, nie jestem offline przez większość czasu.
Słuchałam ostatnio na Spotify podcastu W zgodzie ze sobą Pauliny Maciboch o tym, jak przestać scrollować i odzyskać czas (podcast numer 147) i z ciekawości sprawdziłam mój Cyfrowy Dobrostan na telefonie. Zakładka ta jest dostępna w telefonach z systemem android. Zrobiłam nawet zrzut ekranu, który pokazał mi, że w ciągu minionego tygodnia korzystałam z telefonu średnio 5 godzin i 59 minut dziennie.
5 godzin i 59 minut DZIENNIE.
Ile to jest czasu!
Przyznaję, zszokowało mnie to w pierwszej chwili. Momentalnie wróciłam wspomnieniami do obserwacji na siłowni, rozmowy z moim przyjacielem i z miejsca postanowiłam, że trzeba z tym natychmiast podziałać i coś zrobić. Zmniejszyć ten czas!
A potem włączyłam myślenie i zastanowiłam się, co składa się na tyle godzin.
Na dobrą sprawę telefon jest jedynym ekranem przed którym spędzam czas oprócz komputera w pracy i laptopa w domu. Laptop służy mi właściwie tylko i wyłącznie do pisania bloga oraz co kilka miesięcy nadrabiam na nim seriale na Netflixie. Telewizji nie oglądam. Spędzam natomiast dużo czasu na YT oglądając kilka ulubionych youtuberów w ramach nauki angielskiego i włoskiego. Z polskich twórców oglądam zaledwie 4 osoby i to raczej w nagrodę po odhaczeniu z listy wszystkich zajęć.
Poza YT poświęcam trochę czasu na:
– aplikację do nauki języka włoskiego,
– aplikację do języka angielskiego,
– instagram – tworzenie postów i sporadycznie rolek,
– komunikatory do kontaktu z bliskimi.
Wszystko powyższe składa się na te 5 godzin i 59 minut. W tym kontekście nie wygląda to już tak strasznie, jak na samym początku. Myślę, że da się ten czas skrócić i wyeliminować scrollowanie w międzyczasie np. w autobusie, na przystanku, w windzie. Nad tym faktycznie trochę straciłam kontrolę i zdarza mi się przeglądać social media w takich właśnie międzyczasach.
Plusem Cyfrowego Dobrostanu jest to, że można wyznaczyć sobie cel. Sugerowanym celem jest uzyskanie czasu o 30 minut krótszego niż w poprzednim tygodniu. Niewiele powiecie. Też mi się tak wydaje. Sama chciałabym od razu zejść do trzech godzin jak Paulina Maciboch, ale mam na uwadze to, że w tym moim telefonie robię naprawdę wiele rzeczy związanych z moim blogiem, instagramem, nauką i rozwojem. I mogłabym tak wymieniać, i wymieniać albo zwyczajnie sprawdzić statystyki.
Podsumowanie 27 tygodnia Cyfrowego Dobrostanu podpowiada mi, że ekran mojego telefonu włączony był przez 42 godziny (tyle co tydzień pracy!). Z Instagram korzystałam 11 godzin, Z YT 7 godzin, z WhatsApp 5 godzin. Na czym spędziłam pozostałe 19 godzin? Ile godzin z tych 11 na Instagramie to było bezcelowe przewijanie ekranu?
Czy z tego czasu da się coś odzyskać? Chętnie sprawdzę i dam Wam znać, jak mi idzie.
A jaki czas wskazuje Twój Dobrostan Cyfrowy w telefonie?
Dziękuję Ci, że czytasz mojego bloga. Jeśli podoba Ci się to, co piszę, możesz wesprzeć mnie zakupem wirtualnej kawy pod tym linkiem. Zarobione w ten sposób pieniądze przeznaczam na dalszą edukację oraz rozwój bloga.
Dodaj komentarz