Jakiś czas temu przy okazji wspólnego posiłku z moim partnerem, naszły mnie wspomnienia jednego z moich poprzednich związków, w którym za każdym razem śniadanie przegrywało ze scrollowaniem facebooka.
Może nie za każdym. To był clikbait. Dużo jednak było sytuacji, kiedy ja siadałam do stołu z jedzeniem, a ówczesny partner zalegał na kanapie z telefonem.
Ale wróćmy do początku tej historii.
W moim domu rodzinnym jedynymi posiłkami, które jadaliśmy wspólnie była kolacja wigilijna i śniadanie wielkanocne. Pozostałe posiłki każdy z domowników jadł w najróżniejszym czasie, najczęściej w samotności. Na dobrą sprawę nie mieliśmy nawet stołu, przy którym moglibyśmy te posiłki zjadać i święta rokrocznie były wyzwaniem logistycznym. Udawało się to finalnie ogarnąć, ale nie było to rozwiązanie najwygodniejsze.
Nie ukrywam, że bywając u znajomych rzucało mi się w oczy to, że jedzą posiłki wspólnie z rodziną i jest to dobry czas. Na rozmowę, wspólną chwilę i najzwyklejsze bycie razem. Podobało mi się to i chciałam mieć kiedyś identycznie. Niekoniecznie chodzi tu o całą rodzinę przy stole, ale taki czas przy posiłku, który jest tylko nasz.
Kiedy trzy lata temu wyprowadziłam się z domu rodzinnego do wynajmowanego mieszkania ze stołem i krzesłami byłam totalnie zachwycona. Wreszcie jest przestrzeń do wspólnego jedzenia, picia kawy, herbaty, bycia obok siebie i rozmowy twarzą w twarz.
Jak wielkie było moje rozczarowanie, kiedy okazało się, że mój ówczesny wieloletni partner zachwytu nie podziela i czas pomieszkiwania u mnie wolał spędzać sam na kanapie z telefonem niż przy stole ze mną.
Prosiłam, groziłam, krzyczałam i opieprzałam, aż w końcu przestałam i skończyło się pomieszkiwanie, bo na co mi taka relacja, w której żyjemy obok? Obok siebie żyliśmy jeszcze trochę, aż w końcu wszystko zupełnie się rozpadło. To nie było to. Uczucie wyparły liczne rozczarowania i różnice w wizji życia. Każde poszło w swoją stronę.
Została we mnie jednak sympatia do wspólnych posiłków i wypijanej kawy. Lubię te momenty i okazje, które w codziennym pędzie są rarytasem. Lubię to, że mój obecny partner też je lubi i że moja mama zaczęła je lubić. To takie zwykłe niezwykłe ważne chwile, które dają szansę na rozmowę, bycie obok siebie i ze sobą.
Czy w Twoim domu posiłki je się razem? A może jak u mnie w życiu – zdarza się, że wspólne momenty przegrywają ze scrollowaniem?
Dodaj komentarz